Jak się ma demokracja do politycznego kłamstwa?
- 20 sie
- 3 minut(y) czytania

Nie jest nowością, że politycy kłamią. To nie przypadek, że około 500 lat temu Niccolò Machiavelli w swojej książce pt. “Książę” zalecał władcom, aby nie przeceniali prawdy, jeśli jest to pomocne dla utrzymania władzy. Kłamstwo było w historii i jest nadal integralną częścią komunikacji politycznej
Kłamstwa w niedemokratycznych systemach, takich jak reżimy komunistyczne w państwach dawnego bloku wschodniego, są już legendarne. Wystarczy pomyśleć o stwierdzeniu „nikt nie zamierza budować muru”, które Walter Ulbricht, przewodniczący wiodącej partii politycznej NRD, wygłosił na krótko przed zbudowaniem muru berlińskiego. Wiele wskazuje na to, że państwa totalitarne, ale nawet semidemokratyczne, nie mogą w ogóle istnieć bez systematycznego kłamstwa. George Orwell fantastycznie naszkicował to w swoim klasycznym dziele pt. „1984”.
Pomimo ugruntowanego zakłamania, które kreuje podstawy polityki, można odnieść całkiem uzasadnione wrażenie, że charakter i funkcja kłamstw politycznych zmieniły się w ostatnich latach. Obecnie mamy do czynienia z nową kategorią tych kłamstw, określanych na przykład jako „postprawda”, "inna prawda", "równoległa prawda" czy „alternatywne fakty”. Wskazuje to, że prawda znalazła się obecnie pod jeszcze większą presją niż kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście, nowe kłamstwo nie zastąpi całkowicie starego, ale stało się bardziej wyrafinowane i zmodernizowane. Nie było innego wyjścia, bowiem społeczeństwa mądrzeją, więc politycy muszą kłamstwu nadać nowa oprawę.
Najgorsze jest jednak to, że obecnie atakowane są tradycyjne instytucje prawdy, zwłaszcza poważne media, które z biegiem czasu przestały być obiektywne. Mniej lub bardziej stają się one uzależnione od polityki – w zależności od rozwoju (lub niedorozwoju) demokracji w danym państwie. Media stały się idealnym propagatorem i roznosicielem kłamstwa. Stąd też powstało pojęcie „kłamliwej prasy”, które oznacza utratę zaufania znacznej części społeczeństwa do tradycyjnych środków masowego przekazu. Niestety również do tych mediów, które powszechnie określało się do niedawna mianem dziennikarstwa wysokiej jakości.
Pytanie, jakie pojawia się tutaj niejako automatycznie, brzmi: gdzie szukać prawdy, jeśli nie ma bardziej powszechnie uznawanych organów zajmujących się prawdą i nie ma już wspólnej przestrzeni publicznej do debaty o prawdzie? Konsensus co do tego, czym jest prawda, a co jest fałszywe, przestał już dawno funkcjonować. Są tylko różne antagonistyczne stanowiska, bazujące na mniej lub bardziej wyszukanym kłamstwie.
A jak jest z tzw. niezależnymi mediami? Od kogo są one zależne, a od kogo niezależne? W czyim imieniu kłamią? Jak zdobywają te swoje "niezależne" informacje? Im bardziej koncentrują się na teoriach spiskowych i sensacjach, tym bardziej są wiarygodne i "niezależne"?
Podkreślam ponownie, że dyskredytacja prawdy na świecie istniała odkąd pojawili się politycy. Niezwykła jest jednak forma i intensywność, z jaką obecnie uprawia się kłamstwo polityczne. Natomiast media są w tej sytuacji postrzegane jako agent polityki kreowanej na bazie kłamstwa, a więc jako część wielkiego spisku przeciwko społeczeństwom.
Naturalnie, ważne jest stanowisko adresatów kłamstwa politycznego, a więc nas, zwykłych obywateli. Ostatecznie w procesie każdego kłamstwa występują dwie strony: ten, który kłamie (np. polityk) i ten, który daje się oszukać. Dlatego, gdy dezinformacja staje się coraz większym społecznym problemem, znika też pokusa dla polityków, by lekceważyć prawdę. Wówczas aktualna epoka «nowego politycznego kłamstwa» mogłaby stać się epoką nowego, krytycznego traktowania informacji. Niestety, nie jesteśmy jeszcze na tym etapie rozwoju. Polityczne kłamstwo nadal określa naszą codzienność.
Paradoksem jest to, że prawda w polityce kreowana jest z reguły oddolnie, a kłamstwo odgórnie. Głosząc wszem i wobec ideę oddolnego/bezpośredniego rządzenia samorządem i państwem, propagujemy proces decyzyjny, który opiera się na tradycyjnej prawdzie, rozumianej jako właściwość sądów ludzkich polegających na ich zgodności z faktycznym stanem rzeczy, których dotyczą. Warto się nad tym zastanowić, a już na pewno warto się pochylić nad ideą demokracji bezpośredniej.




Komentarze